Ostatnio szedłem na spacer jak zwykle z aparatem mając nadzieję, że trafię akurat na jakiegoś ciekawego ptaka i uwiecznię go na zdjęciu. Był to spacer po lesie, więc mogłem natrafić też na inne zwierzę, czego byłem świadomy. Byłem tylko ja i otaczająca mnie przyroda. Takie spacery pozwalają naprawdę odpocząć i nabrać pozytywnych doświadczeń. Dzięki nim mamy lepsze samopoczucie, pozwalają one też na prawdziwe obcowanie z przyrodą. Ale wracajmy do mojej historii - szedłem sobie tak już godzinę słysząc odgłosy kukułek, które, jednak chowały się przede mną przez co nie mogłem ująć ich na zdjęciu. Gdy jednak już miałem je na obiektywie uciekały płosząc się w gęstwiny. Po godzinie nie mogąc uchwycić żadnego ptaka poniekąd z racji tego, że była to późna godzina na obserwacje ptaków ( będąc wcześniej może poczekałbym dłużej) udałem się z powrotem, jednak dłuższą drogą. Tak wracając nagle usłyszałem huczący głos odbiegający nieco w pobliskie sosny rosnące obok siebie. Zaciekawiło mnie to, bowiem dawno nie słyszałem tak donośnego odgłosu ptaka. Pomyślałem sobie, że tylko ptaki z rzędu szponiastych wydają takie odgłosy, ( to znaczy biorąc pod uwagę to środowisko najbardziej prawdopodobne było, że jest to ptak z tego rzędu). Zainteresowany czym prędzej udawałem się w miejsce źródła dźwięku. Głos stawał się coraz donośniejszy i wyraźny ( zacząłem wahać się przy stwierdzeniu, że t jastrząb lub sokół, pomyślałem sobie - ,,To na pewno jest puszczyk", który jest nawiasem mówiąc najpospolitszą sową w Polsce, można go zaobserwować licznie na terenie całego kraju. Doszedłem do tego, jednak tylko po odgłosie zwierzęcia nie mogąc go ujrzeć przez zbite drzewa. W pewnej chwili okrzyk był tak głośny, że myślałem o tym, że jest teraz centralnie nade mną. Myśląc, że to odpowiednia chwila do dłuższego nasłuchiwania i zlokalizowania sowy kucnąłem i po chwili nasłuchiwania uniosłem aparat i obiektywem uważnie szukałem zdobyczy. Po chwili usłyszałem głośny trzepot skrzydeł sowy, jej skrzydła miały ze 120 cm. Ale od razu, gdy wychyliła swoje masywne ciało i jej upierzenie wiedziałem, że to nie puszczyk, lecz puchacz o wdzięcznej łacińskiej nazwie BUBO BUBO. Rodzaj tej sowy jako doświadczonemu tropicielowi i obserwatorowi ptaków zwróciły charakterystyczne pęczki piór dochodzące aż do 10 cm - przypominają one uszy wystające z głowy zwierzęcia. Puchacz usiadł centralnie naprzeciwko gaju sosenek jakby chciał, żebym zrobił mu zdjęcie. Nie wahając się wymierzyłem obiektyw w ptaka i nacisnąłem migawkę. Ku mojemu zdziwieniu ptak tylko patrzył się na mnie ze zdumieniem i nawet się nie wypłoszył, co jest typowe dla tego gatunku. Na chwilę przestał śpiewać, po czym wydał z siebie donośny dźwięk. Co ciekawe słychać go aż na 3 km. Uszczęśliwiony i pełen wrażeń, wróciłem do domu, aby podzielić się z wami moim przeżyciem. Tym większe było moje zdziwienie, że wiedziałem, iż jest to jeden z najrzadszych gatunków sów w Polsce ( naukowcy szacują ich liczbę na od 250 do 270 par w Polsce). Co więcej jest to największa sowa na świecie, (jeśli brać pod uwagę samicę, które są znacznie większe od samców). Samca puchacza statystycznie przebijają tylko sowa śnieżna oraz puszczyk mszarny ( oczywiście puchacz ma wiele podgatunków np. w Eurazji i północnej Afryce, z których ten przesiadujący w Polsce jest największy. To zaszczyt zobaczyć tak majestatycznego i zadziwiającego ptaka.
Patrzy się na cos, co poruszyło się w trawie |
I moim zdaniem najbardziej udane zdjęcie, z którego jestem dumny, kiedy zwróciła oczy na mnie. |
Komentarze
Prześlij komentarz